Deák Square

- nie zniósł byś tego - stwierdziła z żalem-udawanym w głosie, rzecz jasna, bo to pewnie on zostawia skarpetki na środku pokoju, oraz nie myje po sobie kubka, o nie ;c cóż ona tak robi, znaczy zostawia kubki, nie skarpetki ;c ale on nie połamie jej jak już gruchnie xdd. chichram.

- masz rację. - przyznał jej ową z aprobatą, mrugając ku niej i uśmiechając się lewo kącikowo, wystawiając po owej stronie swe zadbane zęby, jak już w sumie wcześniej zaznaczyłam. w sumie, to nie wiem, czy zostawia te skarpety, bo jak wchodzę do niego do mieszkania, to jest już wysprzątane, przez sprzątaczkę.

odwróciła głowę, serio dotknęło ją to boleśnie, powinien zaprzeczyć, toteż stwierdziła, że się do niego nie odzywa i idzie szukać owe sprzedawcy ciastek, serio ;c zła kobieta.

westchnął głęboko, przewracając oczyma, bo dobrze znał esme i wiedział, że się obraziła, a że najpierw mówił, a później myślał, to nie zdąrzył stwierdzić, że po owych wypowiedzianych słowach się obrazi. - esme. - powiedział, powstrzymując śmiech. odgarnął włosy z jej policzka, delikatnie całując ją w owy.

- zgniatasz mi żebro - roześmiała się, chociaż to poważna sprawa, pewnie to był jeden z tych reakcji u ludzi z obłędem w oczach, ona jednak owego obłędu nie posiadała - co? - spojrzała na niego pytająco, udając, że nie wie o co mu chodzi ;x

uniósł się w górę, ażeby owego nie złamać,jeszcze! ;c - mówiłem ci, że jesteś bardzo seksowna? - uśmiechnął się szelmowsko, przejeżdżając nosem, po jej policzku, a później również, po jej nosie, jak te twe eskimosy, ;x dodam również, że ich nosy były lodowate. ;c

eskimosy zmarły, wysłałam Ci zaproszenie na pogrzeb ;c nie przyjechałaś!!
uniósł w górę jej żebro? ;x oja magia. - nie - pokręciła głową, dobra mówił, a ona bezwstydnie kłamała i pewnie teraz będzie musiała się iść wyspowiadać, przez to owe kłamstwo - przestań, bo robisz to specjalnie, żeby odkupić swoje winy - stwierdziła po krótszym niżeli dłuższym namyśle

on uniósł się, skup się!
- wcale nie. - pokręcił głową, uśmiechając się niewinnie, po czym cmoknął ją pospiesznie w usta. - a skoro ci nie mówiłem, to mówię. - mrugnął do niej, zadwolony ze wspaniałej składni swego wypowiedzianego zdania, które było ni mniej ni więcej, masłem maślanym. ;c pocałował ją w kość policzkową, uśmiechając się łagodnie.

skupiam się przecież. jestem totalnie skupiona, shejk it w nawiązaniu do piosenki, którą słucham już 398394 raz.
uśmiechnęła się do niego szelmowsko zastanawiając się równocześnie jak długo jeszcze będzie nad nią, że tak to ujmę wisiaaał, chociaż nie, bo to kojarzy mi się z wisielcem ;c, także trwał uniesiony. - fajnie - stwierdziła krótko, cmoknąwszy go w podbródek wsunęła dłonie pod jego koszulkę, wolała nie ryzykować łaskotaniem go po brzuchu ;c - zaryzykowała

- chodźmy na kawę, jest zimno. - brawo za błyskotliwość też, tak dodam. uśmiechnął się kącikowo, po czym powstał z niej, a raczej z ławki, pomagając jej też wstać i zacznij, czy to u niej, czy w jakiejś kawiarni. ;x

pewnie spacerowała głowną aleją popijając mrożone latte z plastikowego kubka z przetartym logiem stabucksa.

A ona stała gdzieś oparta o mur z czerwonej cegły i z nieprzytomnym wzrokiem przyglądała się przechodzący ludziom. I jadła czeresnie i pluła pestkami

zakładam że były umówione ze względu na wspólne sciąganie majtek kolegą w piaskownicy, czyż nie? - serwus, lou! - wymruczała, rzucając się koleżance na szyje, o mały włos nie oblewając siebie i jej kawą.

- Bailey! - uśmiechęła się szeroko i cmoknęła powietrze tuż przy jej policzku - Uważaj z tą kawą, mam na sobie swó ulubiony tiszert - zaśmiała się pokazujac na biały tiszert z psem pluto. Zabrała jej starbaksowy kubek i bezczelnie napila sie kawy - Mmm fantastyczna

- urosłaś od czasu różowego domu na drzewie. - zachichotała, leniwie nawlekając kosmyk włosów na palec, - lubie pluto! mam z nim tapetę w pokoju - wyszczerzyła się wbijając lou palec w brzuch - dokładnie w tym miejscu gdzie znajdował sie pluto.

- Przebijesz mi pierś - oburzyła się dotykając miejsca gdzie akurat znajdowal sie nos pluto - Poza tym opowiadaj co u ciebie! Ostatni raz widziałąm Cię na jakimś balu charytatywnym. Na tym, na którym wywinęłam orła schodząc z mównicy - wsunęła do buzi dwie czereśnie patrząc na kosmyk włosów na palcu bailey

- trzeba jeszcze ją miec, moja droga! - prychnęła, wsuwając sobie w lewy kącik ust czerkoladowego djaluma, - właściwie to mam dziurę w głowie, na wczorajszej imprezie chyba przesadziłam z kokainą. - wzruszyła bezradnie ramionami, podpalając papierosa.

- Nie mam nic do zarzucenia swoim piersiom! - powiedziałą unosząc dumnie podbródek - Kokaina to zło. Skończyłam z nią jakieś pół roku temu. Nie ma to jak dobra dawka heroiny - powiedziała masując część dolna pleców, w której poczuła pulsujący ból - Co to za impreza była, na której mnie zabrakło? - uśmiechnęła się kącikowo

obciągnęła purpurowy byle jak zapięty płaszczyk na nerki - rodzinna parapetówa, nic specjalnego. - mruknęła zaciągajac sie dymem

- Czasem jestem szcześliwa, że nie mam rodziny. Chociaż często zastanawiam się jak moi popieprzeni hipisowsy rodzice teraz żyją. Może leżą zaćpani w jakimś baraku. - wzruszyła ramionami związując włosy w koński ogon tęczową gumką. - Masz ogień? - zapytałą wyciągając pomiętą paczkę marlboro z kieszeni płaszczyka

bez słowa wręczyła jej zapalinczkę z podoblizną 2paca tódzież jakiegoś innego miłego rapera, mniejsza. - pewnie wyją sie po skłotach w pradze - wzruszyła mimowolnie ramionami, zauważyłam że ona często wzrusza ramionami - szczerze ci zazroszę, bo moi porąbani starzy wciąż wysyłają mnie na odwyk