Music Corner

podejrzewam iż .ailey sączyła tysięcznego jubileuszowego drinka, przy barze/

Siedzial przy barze, sącząc whisky. Pewnie przyszedł już jakiś czas temu i bawił się ulotką z tego klubu, z jakąś gołą panienką. Nie wiem, czy zauważył bailey, raczej nie, był zajęty ogladaniem i piciem.

więc to jest jakiś nie przyzowity klub, co masz na swoje usprawiedliwienie moja droga? nie dobra okej, bailey bawiła się tęczowa słomką - nie że tęczową tylko w tęczowych kolorach słomką, od grejfrutowego drinka, pewnie załozyła się z barmanem że spróbuje każego drinka.

innego nie znalazłam xd Skoro założyła się z barmanem to jacyś stali klienci postanowili ją dopingować, co zwróciło zainteresowanie naszego newila. Poznał szybko, że to bajlej i postawił jej jakiegoś drinka, mówiąc barmanowi, żeby powiedział, że ten jest od niego.

dobra okej, więc tysiąc drugi drink nie wiem jaki pewnie kokosowy bądz malinowy pochodził od nevilla. dosyc wstawiona bailey poznała ofiarodawcę i nawet uśmiechnęła się do niego tajemniczo mieszając zalotnie drinka słomką - tym razem nie tęczową.

Uśmiechnął się zupełnie miło i uniósł swoją szklaneczkę z whisky w sympatycznym geście, co miało ozanczać nie mniej ni więcej 'twoje zdrowie'. Potem zatopił wargi w trunku i przyglądał się uważnie bejli, która zmagała się z zakładem.

neville wziął góre nad uroczym barmanem, co sprawiło że bailey zapomniała o zakładzie. powiem szczerze ze nie tylko nevill był powodem ' zapomnienia ' ale również wypity wczesniej przez nią alkohol, powiedzmy że przesiadła się do niego, co ty na to?

chciałoby się rzec, a ja na to jak na lato, a raczej newil. - chyba przegrałaś - uśmiechnął się, w duchu zadowolony, że wolała jednak jego towarzystwo od tego zakładu. Zamówił sobie tequilę tym razem i nawet zapytał b. czy coś jeszcze chce, choć ja na jej miejscu miałabym już dość.

podejrzewałam że taka będzie twoja odpowiedz, uwielbiam jego włosy są cudowne zresztą ona cały taki jest, mrrr. grzecznie podziękowała za drinka nie tłumacząc odmowy, która przecież była uzasadniona. - myślę że i tak nikt by mnie nie pobił. - zachichotała oblizując pełne wargi.

- tak, raczej tak - przytaknął jej, bo czytał w jakimś mądrym czasopiśmie, że kobietom powinno sie przytakiwać jeśli chce się im dogodzić lub mieć święty spokój. Oczywiście on nigdy by sie nie przyznał do czytania owego czasopisma i chciał dogodzić bejli, a nie mieć święty spokój - żeby nie było. Pomyślał tylko, że mogli by się kiedyś zmierzył, co by było zabawniej. - dawno cię nie widziałem, e ładnie wyglądasz - powiedział, obdarzając ją kącikowym uśmiechem. Tego juz nie wyczytał w niczym.

pewnie się nie zarumieniła - na początku, a potem to już się nie liczy ze względu na całusa w jeden z nevillowych policzków . - dziękuję, - wymruczała wcale nie powiedziala nic w stylu ' ja ciebie też ' bo to chyba logiczne. - martwiłam sie o ciebie, chciałam nawet wynając Shermlocka Holmsa by cię odnalazł, gdzie sie podziewałeś, co? - uśmiechnęła się kącikowo gładząc dłonią jego policzek.

Milo mu sie zrobiło, gdy go ubuziała, lubił dostawać buzi, zwłaszcza od takich dziewcząt jaki bailey. - włóczyłem się po mieście i udawalem, że się uczę - powiedział zgodnie z prawdą, bo jako że jest w ostatniej klasie powinien się zacząć przygotowywać do egzaminów, ale był na to za leniwy prawda i pewnie zajmowal się zupełnie czymś innym - u ciebie jest na pewno ciekawiej, a więc? - zapytał unosząc brew, po czym zatopił usta w tequilii.

zarumienił się pewnie, co spodobało się podkręconej bailey. - wysłałam zgłoszenie do króliczków playboya, spędziłam kilka weekendów w bibliotece szukając czegoś o zaniku skóry z którym urodził się mój nowo narodzony brat, - złozyła usta w dziubek, stukając paznokciami o marmurowy balt baru. a co do brata i ojczyma - to napewno ojczym mógłby byc jej chłopakiem, tódzież kolegą.

- a tak, slyszałem, że masz braciszka - uśmiechnął się, cóż mam bajlej ze swoim partnerem byli śmiesznie dobraną parą, ale podobno miłość nie zna granic wiekowych, cóż.
a ja zaraz wracam

bailey ma inne zdanie na ten temat, znaczy bardziej wyszukane na temat ojczyma - który wkoncu jest kolegą bailey z podstawówki, ze starszej klasy ale jednak ze szkoły się znają. - musiałam sie wyprowadzic, bo nie wytrzymywałam jego nocnych wrzasków i kroków usypiająych go rodziców. - wzruszyła ramionami zamawiajac drinka powiedzmy że nie wytrzymała bez alkoholu.

No tak, taki temat wymaga alkoholu - nie dziwię ci się, potem miałabyś na glowie małego potwora - powiedział, bo wiedział co mówi. Nie przepadał za dziećmi, ponieważ tylko wrzeszczały i płakły, a później jak już nauczą się chodzic to tylko gorzej. Nie zeby miał doświadczenie, po prostu przyjacólki jego matki czasami przychodziły na herbatkę ze swoimi pociechami. dobrze, ze nevill nie mieszka już z rodzicami.

poprawiła kołnierzyk od tęczowej polówki nevilla - apertycznie wyglądasz w tej koszulce, neville. - uśmiechnęła się tajemniczo, gładząc opuszkami palców jego dolną wargę.

- zawsze jestem apetyczny - rzekł z cwaniackim uśmiechem, zakładając kosmyk jej włosów za ucho, bailey. - ale ty bardziej - dodał jeszcze, kładąc dłoń na jej udzie.

- nie, nie zawsze. jak byłeś mały wyglądałeś jak słon benjamin. - zachichotała, drapiąc go za uchem.

- bardzo śmieszne - oburzył się, ale oczywiście tylko na zarty. A potem poszedł sobie.

tak wiec, szeri i faith przekroczywszy progi tego przybytku klulturalnego podeszły do baru i zamówiły drinki, cały czas gadając. szeri jak zwykle ukradła parasolkę do drinków i wsadziła ją sobie za ucho, ona tak zawsze robi, i w ogóle jest dziwna.
-a tak właściwie, to masz w swoim posiadaniu jakąś lateksową dupę-spytała koleżankę, popijając [rzez słomkę wscieklo-różowy alkohol.

Puścila oczko do miłego barmana, kiedy ten podał jej drinka, po czym odwróciła się i oparła przy barze, ale twarzą w stronę parkietu - w sensie, czy mam faceta paradującego w lateksowych spodniach? - parsknęła śmiechem, niemalże zachłystając się drinkiem.

szeri założyła nogę na nogę i powiodła za wzrokiem faith- jakiegokolwiek. może byc bez lateksu i bez tyłka-uśmiechnęła się przelotnie do jakiegoś chłopaka, który siedział przy stoliku i bacznie je obserwował-bo wiesz, idą walętynki a ja na przykład nikogo nie mam za bardzo. chyba, że mnie ktoś zaskoczy-oczywiście wiedziała że to komercha itepe, ale i tak nie było jej zbyt miło samej.

- nie lubię stałych związków - mruknęła, wg niej za bardzo ograniczały, a ona była młoda i miała dużo czasu jeszcze na jakieś angaże. - walentynki są oklepane, no ale cóz, może sama się zdobędę na uraczenie towarzystwem jakiegoś miłego chłopca w tym dniu - dodała jeszcze, w końcu miala wielu kolegów, bliższych i dalszych. Po chwili pewnie przymrużyła oczy, gapiąc się na jakiegoś miłego kolesia w głębi klubu i zatopiła wargi w trunku.